Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 9: Energia, populacja i postęp
Populacja
Pytanie „Kim chcemy być?” nabiera konkretnego znaczenia w obszarze kontroli populacji, w którym myślenie ilościowe ponownie wciąga nas w niewłaściwą debatę. Podnoszę tę kwestię, ponieważ za każdym razem, gdy publikuję artykuł na jakiś temat środowiskowy, niezmiennie otrzymuję komentarze, że zignorowałem „słonia w salonie”, a mianowicie wzrost liczby ludności. W końcu wydaje się oczywiste, że bez względu na to, jak zielony jest nasz styl życia, planeta nie będzie w stanie utrzymać nieskończenie rosnącej ludzkiej populacji, a jeśli moglibyśmy zmniejszyć populację do, powiedzmy, poziomu z 1900 roku, wówczas obecne wzorce konsumpcji nie stanowiłyby problemu.
Ach, kolejna upraszczająca narracja, która obiecuje zbawienie, jeśli tylko możemy zredukować jakąś globalną liczbę.
Podobnie jak wiele narracji upraszczających, fiksacja na wielkości populacji zasłania bardziej fundamentalne kwestie. Jedną z nich jest zużycie zasobów. Gdyby wszyscy konsumowali zasoby w tempie przeciętnego mieszkańca Ameryki Północnej, zrównoważona populacja świata wyniosłaby około 1,5 miliarda. Gdyby wszyscy żyli stylem życia przeciętnego Gwatemalczyka, obecna populacja 7,6 mld byłaby wciąż zrównoważona. A gdyby wszyscy żyli tak ekologicznie jak tradycyjny indyjski wieśniak, planeta mogłaby utrzymać 15 miliardów ludzi, a nawet więcej. [5] Większość szacunków podaje, że zdolność planety do utrzymania naszego gatunku wynosi od 8 do 16 miliardów ludzi, chociaż niektórzy eksperci podają liczby znacznie odbiegające od tego przedziału, od mniej niż miliarda do ponad 50 miliardów. [6]
Na pewno byłoby wygodnie przestać mówić o własnym zużyciu zasobów, a zamiast tego ograniczyć reprodukcję ludzi „tam”. Ponieważ w większości krajów uprzemysłowionych wskaźnik urodzeń jest już niższy niż wskaźnik zastępowalności pokoleń, dyskurs populacyjny nakłada odpowiedzialność na mniej rozwinięte kraje.
Podobnie jak poziomy PKB lub CO2 to, co jest i nie jest liczone, zwykle odzwierciedla interesy osób zajmujących się liczeniem. Wymuszony przez władzę polityczną wybór tego, co należy liczyć, często podważa interesy wykluczonych. Podobnie jak PKB sprawia, że inne rodzaje bogactwa stają się niewidoczne; jak narracja dotycząca gazów cieplarnianych dewaluuje byty, które nie mają oczywistego znaczenia dla klimatu, tak też straszak populacyjny doprowadził do powstania wątpliwej polityki wycelowanej przeciwko najbardziej defaworyzowanym społecznościom na świecie.
Ruch kontroli populacji ma ścisłe historyczne powiązania z ruchem eugenicznym. Na początku XX wieku konsensus naukowy utrzymywał, że nowoczesna medycyna zredukowała selekcję naturalną, zagrażając ludzkości degradacją genetyczną. To, co natura kiedyś dla nas robiła, my – ludzie powinniśmy teraz robić celowo – wyeliminować słabsze osobniki. Włączono alarm i przyspieszono działania, „zanim stanie się za późno”.
Kiedy po Holokauście ideologia eugeniki wyraźnie straciła przychylność opinii publicznej, stworzono politykę kontroli populacji skierowaną do tych samych osób, które były celem eugeniki. W Stanach Zjednoczonych kontrola populacji była najsilniej stosowana wobec rdzennych mieszkańców: wskaźniki sterylizacji kobiet z plemion indiańskich przekroczyły 25% w latach 60. i 70. XX wieku, często bez uzyskania świadomej zgody i zwykle pod różnego rodzaju naciskami. [7] Szczyt sterylizacji nastąpił na początku lat siedemdziesiątych, zaraz po spisie powszechnym z 1970 roku, który wykazał, że wskaźnik urodzeń rdzennych Amerykanów przewyższał wskaźniki dzietności białej większości. Program sterylizacji i kontroli urodzeń był skuteczny: do 1980 r. wskaźnik urodzeń wśród Indian amerykańskich spadł o ponad połowę, do poziomu znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. [8] Podobne choć mniej kompleksowe kampanie sterylizacyjne skierowane były do Afroamerykanek, kobiet z Puerto Rico i Meksyku, Azjatek, uwięzionych, chorych psychicznie i ubogich białych.
Zdecydowanie największe wysiłki w zakresie kontroli populacji były podejmowane poza rozwiniętymi krajami, przy silnym wsparciu rządu Stanów Zjednoczonych. Ohydna historia kampanii masowych sterylizacji, przymuszania do używania wkładki wewnątrzmacicznej, przymusowych aborcji i innych środków stosowanych niemal wyłącznie na kolorowych kobietach jest przedmiotem wielu książek. Krytyki kontroli populacji dzielą się na dwie ogólne kategorie: techno-utopijną i postkolonialną. (Zignoruję tutaj odmianę, która koncentruje się na “szalonych planach bełkoczących aborcjonistów i diabelskich spiskowców z ONZ”.)
Techno-utopijna krytyka odrzuca wszelkie ograniczenia dla rozwoju rodzaju ludzkiego. Mówi się, że rosnąca populacja nie stanowi problemu dla planety, ponieważ im więcej ludzi, tym więcej będzie innowacji rozwiązujących nasze problemy. Mówi się, że ludzka kreatywność jest nieograniczona, więc każda ideologia, która stara się nas powstrzymać (na przykład cenić i szanować wszystkie istoty Gai), jest rodzajem „antyhumanizmu”. Artykuł Roberta Zubrina „The Population Control Holocaust” (Holokaust kontroli populacji) [10] ] oferuje energiczny, polemiczny przykład tego gatunku, który należycie uwzględnia rasistowskie motywacje i imperialne kalkulacje geopolityczne stojące za ruchem kontroli populacji, sfinansowanym i promowanym przez topowe fundacje filantropijne, think tanki i rząd Stanów Zjednoczonych.
Opierając się na założeniu, że ludzka pomysłowość może rozwiązać każdy problem, Zubrin powołuje się na „zieloną rewolucję”, która rzekomo zapobiegła głodowi na świecie i uniknęła strasznego losu przewidywanego przez maltuzjan takich jak Paul Ehrlich*. Jednak zielona rewolucja, która rozprzestrzeniła zmechanizowane, chemiczne, intensywne rolnictwo na całym świecie, okazała się katastrofą ekologiczną i społeczną. Przyrost wydajności, jaki miała przynieść, jest wątpliwy, a w każdym razie niezrównoważony. [11] Jak opisano w poprzednim rozdziale, ekologiczne praktyki rolnicze mogą przewyższać rolnictwo przemysłowe pod każdym względem. Dzisiaj głód jest kwestią polityki i ekonomii, a nie całkowitej ilości dostępnej żywności.
Przerażający głód w dziewiętnastowiecznych Indiach zbiegł się ze znaczącym eksportem zbóż do Wielkiej Brytanii. Głód w Bangladeszu w 1974 r. miał miejsce pomimo wyższej produkcji ziarna na mieszkańca niż w 1973 r. Wielki głód w Bengalu w 1943 r. spowodowany był w dużej mierze polityką brytyjską, która uniemożliwiła import żywności na ten obszar, a nawet eksportowała z niego zboże. [12] Etiopski głód w 1984 r. nastąpił w trakcie wojny domowej, z odcięciem od pomocy żywnościowej i pacyfikacyjnym paleniem plonów na obszarach rebeliantów. [13] We wszystkich tych przykładach susza i inne klęski żywiołowe były przysłowiową „słomką, która złamała grzbiet wielbłąda”.
Globalna produkcja żywności od dawna znacznie przewyższa poziom niezbędny do wyżywienia wszystkich. Ilościowy umysł uważa, że głód musi być spowodowany niewystarczającą ilością pożywienia, ale przynajmniej w czasach współczesnych głód wynika z nierównego podziału. [14] Ameryka jest najbogatszym krajem na ziemi, w którym wyrzuca się około 40% żywności w dobrym stanie, a jednocześnie jedna na sześć osób nie ma zapewnionego bezpieczeństwa żywnościowego. Na całym świecie obowiązuje ta sama podstawowa prawda: marnuje się wystarczającą ilość żywności, aby wyżywić każdą głodną osobę, nawet bez uwzględnienia ogromnych połaci żyznej ziemi obsadzonej biopaliwami, ozdobnymi trawnikami i karmą dla zwierząt. [15] Kontrola populacji to fałszywe rozwiązanie problemu głodu.
Nie piszę tutaj, że Ziemia może obsłużyć nieograniczoną liczbę ludzi. Pokazuję, że podstawowe problemy, przed którymi stoimy, nie mają zasadniczo technicznego charakteru. Technologia w postaci zielonej rewolucji nie uchroniła nas przed głodem; analogicznie technologia w postaci geoinżynierii nie uratuje nas przed zmianami klimatu. Oba zjawiska są wyrazem kultu ilości.
Kolejna krytyka kontroli populacji jest zakorzeniona w głębokiej ekologii i myśleniu postkolonialnym. Z jednej strony mamy stary sposób myślenia rasowo-imperialnego polegający na zapobieganiu rozmnażania się „tych brudnych pogan”. Mniej oczywiste jest narzucanie nowoczesnych wzorców życia poprzez to, co Frédérique Apffel-Marglin nazywa „rozwojowym feminizmem”. Pisze:
„Współczesna burżuazyjna epistemologia indywidualizmu i jej wartość samokontroli przekształcają wszystkich żyjących poza tym systemem w zboczonych „innych”, którzy muszą albo zostać wyedukowani, albo – jeśli to zawiedzie – zmuszeni do właściwego, normatywnego zachowania. Specjaliści – terapeuci, pedagodzy, lekarze, itd. – konstruują racjonalne i indywidualistyczne modele, które mają być powszechnie stosowane”. [16]
Feminizm rozwojowy (oryg. developmentalist feminism) promuje charakterystyczną normę kobiecego postępu: emancypację od niewoli rodzenia dzieci i życia na wsi, aby wejść do świata płatnej pracy zawodowej, jako że pieniądze są kluczowe dla indywidualistycznej autonomii. W nowoczesnym kontekście, w którym społeczności rozpadają się, a kobiety stały się zależne od swoich mężów, taka autonomia jest wysoce pożądana. Ale w kontekście bogatego życia wspólnotowego w mniej rozwiniętym świecie emancypacja po prostu zastępuje zależność od społeczności zależnością od pracodawców i globalnego systemu gospodarczego. Kobiety, które mogły mieć dużą władzę w społeczeństwie wiejskim, mają jej bardzo mało w zglobalizowanych instytucjach, którym oddają swoją pracę. Uzasadnienie „wzmocnienia pozycji kobiet” w polityce kontroli populacji wpisuje się zatem w normatywną zachodnią koncepcję tego, jak powinno wyglądać życie. To oczywiste, że społeczeństwa te powinny stać się bardziej podobne do naszych. To jest istota „rozwoju”.
Biorąc pod uwagę, że ta sama ideologia rozwoju napędza świat w kierunku konsumpcji wymagającej dużej ilości zasobów, możemy być sceptyczni wobec tego szczególnego populacyjnego fundamentalizmu.
Kiedy odrzucamy zwykłe uzasadnienie polityki kontroli populacji – głód lub zmiany klimatu – stajemy przed kolejnym pytaniem: w jakim świecie chcemy żyć? Można udowodnić, że Ziemia jest w stanie wesprzeć 50 miliardów ludzi, ale czy chcemy żyć na takiej Ziemi? Jeśli nie będziemy zmuszeni do zatrzymania lub odwrócenia wzrostu populacji, czy moglibyśmy to zrobić z innego powodu niż konieczność przetrwania?
Społeczeństwo przyzwyczajone do wojennego myślenia widzi kontrolę urodzeń jako rozwiązanie problemu globalnego wzrostu populacji. Problem: populacja; powód: zbyt wiele dzieci; rozwiązanie: zapobiegaj urodzeniu dzieci. W rzeczywistości dostęp do antykoncepcji jest niewielkim czynnikiem determinującym wskaźniki dzietności. Zdecydowanie największy wpływ na wskaźniki urodzeń mają (1) edukacja kobiet i (2) wskaźniki umieralności. Pierwszy z nich stanowi przybliżoną miarę zamożności, stabilności społecznej i wyjścia z patriarchatu. (Nie, nie jest tak, że głupie wieśniaczki muszą zostać „wyedukowane”, by pragnęły mniejszych rodzin.) Co do śmiertelności, jeśli wiele dzieci umiera zanim dojdzie do dorosłości, rodzice i kultura będą chcieli ich więcej. To rosnąca długość życia prowadzi w ciągu jednego lub dwóch pokoleń do niższych wskaźników urodzeń.
Obecnie w większości krajów rozwiniętych współczynnik dzietności jest niższy niż wskaźnik zastępowalności. Współczynnik zastąpienia wynosi około 2,1 dziecka na parę (byłoby dokładnie 2, jednak niektóre dzieci nie osiągają dorosłości reprodukcyjnej). Aby wskazać kilka przykładów, na ten moment wskaźnik urodzeń w Stanach Zjednoczonych wynosi 1,87. W Urugwaju i Chile jest to 1,81. W Rosji, Kanadzie i Chinach wynosi około 1,6. W Niemczech wynosi 1,44, w Japonii 1,41, w Polsce 1,34, w Korei Południowej 1,25, a na Tajwanie 1,12. [17] Są to miejsca o wysokiej oczekiwanej długości życia i niskiej śmiertelności niemowląt. Tymczasem najwyższe współczynniki dzietności występują w krajach afrykańskich o jednych z najniższych na świecie oczekiwanych długości życia. Jedynymi krajami spoza Afryki w pierwszej czterdziestce są Afganistan, Irak i Palestyna – miejsca, w których życie jest niepewne.
Wysokie wskaźniki dzietności przejdą do historii wtedy, kiedy uda nam się położyć kres niepewności przetrwania spowodowanej wojną i ekonomią, a także patriarchalnej dominacji nad kobietami. Silne ekosystemy społeczne wspierają równowagę populacji, podobnie jak silne ekosystemy naturalne wspierają równowagę klimatyczną. Podobnie jak w przypadku energii, „ile” jest złym pytaniem. Właściwe pytanie brzmi: „jak stworzyć podstawowe warunki zdrowego życia”. W dziedzinie energii przechodzimy z modelu o wysokim wzroście i marnotrawstwie do modelu statycznego, który umożliwia inne rodzaje rozwoju. W populacji przechodzimy z modelu wzrostu o wysokiej płodności i wysokiej śmiertelności, ponownie do modelu stanu stacjonarnego (oryg. steady-state model) o niskiej płodności i niskiej śmiertelności. Cywilizacja jest w trakcie przemiany fazowej**. Zmiany klimatu i ograniczenia ekologiczne stanowią katalizator inicjacyjny.
Przypisy:
[5] Dane te zaczerpnąłem z danych krajowych dostarczonych przez Global Footprint Network. Dane dla rolnika z Indii otrzymałem od Demenge (2018): „Pomiar śladów ekologicznych zapewniających utrzymanie się rolników w Ladakhu”, podający dane 1,12 hektara globalnego na mieszkańca (gha / cap) dla regionu Alchi-Saspol i 0,69 gha / cap dla regionu Trans-Singe La. Obliczając na podstawie tej ostatniej liczby, dochodzimy do możliwej zrównoważonej populacji światowej wynoszącej około 18 miliardów.
[6] Patrz: Van Den Bergh i Rietveld (2004), aby uzyskać metaanalizę badań nad zdolnością ziemi do wyżywienia ludzi. Szacunki różnią się znacznie w zależności od podstawowych założeń dotyczących technologii, metod rolniczych i wzorców wykorzystania zasobów.
[7] Lawrence (2000).
[8] Jak wyżej.
[9] Ko (2016).
[10] Zubrin (2012).
[11] Z pewnością w prostym porównaniu uprawa monokulturowa na działce nawożonej chemicznie oraz opryskiwanej przeciwko chwastom i owadom wypadnie znacznie lepiej. Ale kiedy rozważa się rolnictwo tradycyjne jako całość, a nie tylko tonaż produkowanego ziarna, sprawa staje się mętna.
[12] Horton (2010).
[13] Clay i Holcomb (1985).
[14] Wcześniej zła pogoda i klęski żywiołowe mogły z łatwością wywoływać głód, ponieważ transport był słabo rozwinięty, tak że nadwyżka w jednym miejscu nie mogła pokryć deficytu w innym. Na przykład głód z 1315 r., który spustoszył północną Europę, nie dotknął Morza Śródziemnego, ale nie istniała infrastruktura wystarczająca do transportu takiej ilości żywności, aby zaspokoić tę potrzebę.
[15] Uprawianie karmy trafiającej do zwierząt, które są następnie spożywane przez ludzi, powoduje że wydajność kalorii i białka jest bardzo niska w porównaniu do uprawiania ziemi na żywność dla ludzi. Produkcja mięsa nie powinna wymagać dużych ilości paszy.
[16] Apffel-Marglin (2012), 147.
[17] Dane pochodzą z The World Factbook – corocznej publikacji Centralnej Agencji Wywiadowczej Stanów Zjednoczonych zawierającej podstawowe informacje o wszystkich krajach świata.
* przyp. tłum: Statyczna teoria zasobów, maltuzjanizm, teoria przeludnienia – teoria, której twórcą był Thomas Malthus, opublikowana w 1798 roku. Według Malthusa, skoro liczba ludności rośnie w postępie geometrycznym, a produkcja żywności – w arytmetycznym, to nieunikniony jest stan przeludnienia. Teoria ta opiera się na tezach Giovanniego Botero, który utrzymywał, że ludzkość ma nieograniczoną i niepohamowaną zdolność do zwiększania swojej liczebności oraz A.R.J. Turgot, który sformułował teorię zmniejszających się dochodów w rolnictwie opartą na obserwacji, że ilość ziemi jest skończona.
** przyp. tłum. Przemiana fazowa (przejście fazowe) – proces termodynamiczny, polegający na przejściu jednej fazy termodynamicznej w drugą, zachodzący w kierunku zapewniającym minimalizację energii swobodnej układu.