Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 9: Energia, populacja i postęp
Paradygmat siły
Ponieważ zmiany klimatu stały się głównym przedmiotem zainteresowania w kontekście ochrony środowiska, dyskusje na temat zrównoważonego rozwoju stają coraz częściej rozmowami o energii. W przeciwieństwie do różnorodności biologicznej lub zdrowia ekosystemu energię łatwo zmierzyć, a zatem myślący ilościowo umysł chętnie przyjmie równanie: zrównoważone społeczeństwo to takie, które korzysta ze zrównoważonych źródeł energii. Dzięki podatności energii na analizy ilościowe staramy się wyizolować problem energii z matrycy zależności społecznych i ekologicznych.
Kiedy zacząłem pisać rozdział o energii, mój „ilościowy umysł” skorzystał z okazji, by się zagłębić w ładne, czyste liczby. Zostałem uwięziony w szczegółach dotyczących przeliczania intensywności emisji na kWe (kilowatogodziny energii elektrycznej, przyp.tłum.), „zwrotu energii z zainwestowanej energii” (EROEI), względnych korzyści i ryzyka różnych rodzajów energii odnawialnej, prognoz wysokiej i niskiej wartości i tak dalej. Czułem się zobowiązany do rozważenia tego wszystkiego, nieświadomie ulegając idei, że każda „poważna” dyskusja na temat energii musi angażować rozumowanie ilościowe. Chciałem się dowiedzieć, czy świat może przejść na odnawialną energię czy też nie? Im więcej czytałem na ten temat, tym bardziej niejasna była odpowiedź, jako że różne autorytety sprzeczały się ze sobą na wszystkie strony. Ogarnęło mnie zniechęcenie i przygnębienie. Pomyślałam, że lepiej sprawdzę mejle. Albo poczytam kolejne artykuły. A może obejrzę nowy odcinek „Gry o tron”? Zacząłem rozumieć pozorną apatię i bierność społeczeństwa. (Jak różni się to uczucie od stanu ducha, kiedy robię to, co kocham: nie mogę wtedy się oderwać od danej czynności!) Lenistwo, opór, zwlekanie… może to nie są problemy; może to są objawy, może to głos przemawiający do mężczyzny w labiryncie, mówiący: „Po prostu przestań”.
Tak więc przestałem. I zrozumiałem, że we wszystkim, co czytałem, pytania nie były wystarczająco głębokie, a najlepsze scenariusze nie były wystarczająco dobre. Możemy mieć raj na ziemi, jeśli tylko obudzimy się do tego wyboru. Kryzys ekologiczny ma być sygnałem ostrzegawczym, a nie wyzwaniem do pokonania, aby pozostać na obecnym kursie.
Właśnie dlatego ta książka oszczędza Ci wykresów i danych dowodzących, że energia odnawialna oferuje realną przyszłość. Lub że nie oferuje realnej przyszłości.
Wskaźniki takie jak EROEI wydają się na pierwszy rzut oka proponować czysty, prosty sposób oceny różnych źródeł energii, ale te pozornie obiektywne liczby zwykle obejmują wiele założeń i prognoz, które są podstawą do niekończących się debat. EROEI, czyli zwrot energii z zainwestowanej energii jest zwykle niższy w praktyce niż w teorii; pojawia się też kwestia rozliczenia zależności od sieci. Czy liczby dla fotowoltaiki powinny obejmować część zapotrzebowania na paliwa kopalne, które są niezbędne (w chwili obecnej), żeby produkować energię w ten sposób? Jak uwzględnić efektywność skali i ulepszenia technologiczne? Jak inne technologie będą współistnieć z technologią energetyczną? Jak zmienią się wzorce społeczne? Pojawia się ten sam problem, co w przypadku usuwania gatunku z sieci relacji ekologicznych w celu rozliczania emisji dwutlenku węgla. Kiedy mamy do czynienia ze złożonym połączonym systemem, nie ma czegoś takiego jak bezstronna, niezależna liczba . Być może dlatego opublikowane wartości zwrotu EROEI dla energii słonecznej różnią się tak bardzo, od zaledwie 0,83 (co czyni ją pochłaniaczem energii) [1] do nawet 14,4. [2] Internet obfituje w przekonujące prezentacje, dlaczego przejście do przyszłości opartej na energii odnawialnej jest nieuniknione, oraz równie autorytatywne przemówienia, dlaczego to jest niemożliwe. Kiedy czytam którąkolwiek z tych dwu propozycji, robi mi się głupio, że kiedykolwiek wierzyłem w drugą.
Podobnie jak w przypadku całej debaty klimatycznej, debata energetyczna odwraca uwagę od bardziej fundamentalnych kwestii. Najważniejsze jest to, co obie strony akceptują bez pytania. Debata na temat energii przyjmuje za pewnik, że dalsze korzystanie z dużej ilości energii (o ile można to zrobić w sposób zrównoważony) przyniosłoby ludzkości korzyść. Bierze za pewnik obecne koncepcje rozwoju. Przyjmuje za pewnik, że ludzki dobrostan zwiększa się dzięki wzrostowi zużycia energii, co uwalnia nas od fizycznego wysiłku i pozwala każdej osobie korzystać z ekwiwalentu siły roboczej tysięcy ludzi. Za oczywiste uznaje się zalety systemów medycyny i rolnictwa, które wymagają dużego nakładu energii. W gruncie rzeczy uznaje się za rzecz pożądaną i konieczną „postęp”, jaki znamy, łącząc ten postęp z rosnącą zdolnością do narzucania naszej woli materialnemu światu.
Nie chodzi mi o to, żeby odrzucić temat energii. W naszej obsesji na punkcie energii chodzi o coś innego, poza łatwym dopasowaniem do sposobu myślenia opartego na liczbach. Wykorzystanie nie będących pożywieniem źródeł energii do wykonywania pracy jest praktycznie wyjątkowe dla ludzi. Przez pół miliona lat ludzie celowo używali ognia do przekształcania materiałów; przez pięć tysięcy lat używaliśmy zwierząt do orania pól i przenoszenia ładunków; od kilkuset lat spalamy węgiel, ropę i gaz, aby zasilić technologię przemysłową. Nasz ogromny wpływ na planetę stał się możliwy poprzez wykorzystanie energii do wykonywania pracy.
To, co jest unikalne dla ludzi, to także nas definiuje jako ludzi. Kim jesteśmy jako gatunek, ściśle wiąże się z tym, jakie mamy źródła energii. Stara narracja panowania człowieka nad naturą ekstrapolowała wykładniczy wzrost zużycia energii w przyszłości, zakładając, że energia jądrowa byłaby równie dużym skokiem w przyszłość w stosunku do paliw kopalnych, jak paliwa kopalne w stosunku do drewna opałowego i wołów.
Nie spełniły się marzenia pierwszych naukowców zajmujących się atomem. Dostępność energii na mieszkańca nie kontynuowała swojego gwałtownego wzrostu po II wojnie światowej, ale wyrównała się, a w wielu miejscach nawet zaczęła spadać, czy w kontekście energii atomowej czy bez niej. Zużycie energii na mieszkańca osiągnęło najwyższy poziom w Ameryce w latach siedemdziesiątych XX w.; na całym świecie nadal rosło, gdy industrializacja przyniosła stare technologie węgla i ropy naftowej do reszty świata, ale nie wzrosło wykładniczo. Nawet się nie zbliżamy do możliwości odtworzenia dziesięciokrotnego wzrostu zużycia energii, jakiego doświadczyliśmy w XX wieku. „Futurystyczne” technologie, takie jak synteza jądrowa, najprawdopodobniej nie wywołają gwałtownego wzrostu, do którego przyzwyczaiła nas rewolucja paliw kopalnych: przez całe moje życie słyszę, że (gorąca) fuzja jądrowa jest „tuż za rogiem”.
To, co wydaje się nam futurystyczne, zależy od naszej koncepcji przyszłości, która odzwierciedla obecne warunki i myślenie o wiele bardziej niż rzeczywistą przyszłość. Jeśli postęp człowieka oznacza postęp w dominowaniu przyrody, to zależy on od stale rosnących źródeł energii. W systemie kosmologicznym, który zaprzecza istnieniu wrodzonej inteligencji materii, uporządkowany świat zależy wyłącznie od ludzkiej zdolności do narzucenia tego porządku, poruszania i przekształcania elementów budulcowych materii. Im więcej energii mamy do dyspozycji, tym większa skala, w jakiej możemy narzucić porządek.
Narracja o Wzroście Ludzkości opowiada historię ludzkości jako nieustannie rosnącą zdolność do narzucania porządku chaosowi, wprowadzania inteligencji w przypadkowość i cywilizacji w dzikość. Ta triumfalna narracja załamuje się na naszych oczach, a obiecany technologiczny raj oddalił się w nieokreśloną przyszłość; przyszłość, która może nigdy nie nadejdzie. Zamiast tego pogarszają się warunki życia na planecie do tego stopnia, że wielu widzi w tym śmiertelne zagrożenie dla cywilizacji. Hasło „podbój natury” nie brzmi już tak ekscytująco, jak kiedyś; wielu z nas dzisiaj całkowicie odrzuca tę ideę. Miasta pod kopułą i roboty w roli służących nie wypełniają już naszych wizji raju; zamiast tego dążymy do rajskiej harmonii między człowiekiem a naturą.
Przechodząc od dominacji do uczestnictwa, rozumiemy, że możemy rozwijać życie, współpracując z naturalnymi procesami, nie zaś walcząc z nimi. System rolnictwa przemysłowego, w którym dominują wojna z chwastami, robakami i grzybami oraz chemizacja gleby, wymaga dużych nakładów energii. Podobnie zaawansowany technologicznie system medyczny oparty na zabijaniu zarazków i dominujący nad naturalnymi procesami organizmu. System oparty na sile wymaga dużo energii – to podstawowa zasada fizyki. Chociaż takie podejście jest wyjątkowo skuteczne w wielu sytuacjach, takich jak ostry uraz, jego energochłonne i wymagające pieniędzy metody są znacznie gorsze od holistycznych praktyk w odniesieniu do większości stanów przewlekłych. [3]
Kiedy możemy określić metodę mianem „holistycznej”? Wtedy, gdy opiera się na zrozumieniu wzajemnego powiązania wszystkich rzeczy, intymnych połączeń między sobą a innymi. Rozpoznaje wszechprzenikającą inteligencję przejawiającą się jako inteligencja ciała, gleby, lasu, oceanu lub planety – wówczas możemy wejść z nią w sojusz.
Nie jestem badaczem w dziedzinie medycyny holistycznej, ale doświadczenia osobiste i bliskich mi osób przekonały mnie, że niedrogie, naturalne metody mogą wyleczyć większość schorzeń, w tym wiele uznawanych za „nieuleczalne”. Intuicja mówi mi, że to, co jest prawdziwe dla ludzkiego ciała, musi być również prawdziwe dla ciała ekologicznego, społecznego i politycznego. Żadne z nich nie zostanie uleczone poprzez ostateczne zgromadzenie takiej kontroli, aby raz na zawsze wyeliminować chwasty, terrorystów, przemoc, zarazki i tak dalej. Uzdrowienie świata jest możliwe tylko poprzez sprzymierzenie się z przyrodzonymi naturze tendencjami do łączenia się w całość.
Ryzykując nieco zbyt zgrabną analogię, to, co jest wspólne większości alternatywnych metod leczenia, to szacunek dla naturalnych zdolności uzdrawiających ludzkiego ciała, wspieranie i dostosowanie się do nich, a nie dążenie do ich dominacji i kontroli. Te metody nie opierają się na sile. Jakie cuda mogłyby się zdarzyć, gdybyśmy służyli regeneracji i pełni Gai? Co stanie się realne, kiedy wzmocnimy jej narządy, odtrujemy jej tkanki, odblokujemy płyny?
Przypisy:
[1] Ferroni i Hopkirk (2016), 336–44.
[2] Koppelaar (2017).
[3] Nie będę cytował tutaj odniesienia – jeśli jesteś sceptyczny/a, możesz poszukać sam/a. W niektórych obszarach, takich jak nadciśnienie i choroby serca, znajdziesz dowody na korzystne działanie np. jogi czy medytacji; nawet dla tych, którzy zaakceptują tylko ilościowe badania recenzowane.