Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 2: Poza fundamentalizmem klimatycznym
Miejsce, w którym mieszka zaangażowanie
Zrównanie „zielonego” z „niskoemisyjnym”, które tłumaczy złożoną macierz przyczyn na pojedynczą liczbowo określoną zmienną, prowadzi do myślenia, że zrównoważony rozwój może pozwolić nam na utrzymanie znanego nam modelu życia oraz „biznesu jak zwykle”. Uzasadnia i motywuje funkcjonujące paradygmaty zielonego wzrostu i zrównoważonego rozwoju, które są niezbędne do zachowania naszego obecnego systemu gospodarczego z jego niekończącym się apetytem na coraz to więcej zasobów. Ten paradygmat pozwala nam nadal widzieć planetę złożoną ze wspomnianych „zasobów” – rzeczy, które mamy tutaj do wykorzystania – o ile wykorzystujemy je w sposób, który nie wytwarza gazów cieplarnianych. I, co najważniejsze, przyczynia się do pozostawienia ludzkości na siedzeniu kierowcy, zarządzania planetą Ziemią jak maszyną, w której kontrolujemy dane wejściowe i mierzymy dane wyjściowe. Ten paradygmat podaje liniową odpowiedź na nieliniowy problem. Ale Ziemia nie jest maszyną; żyje i pozostanie gościnnym miejscem do życia tylko wtedy, gdy będziemy ją traktować jako żywą.
W kolejnych rozdziałach przedstawię dowody na to, że skutki wylesiania, rolnictwa przemysłowego, niszczenia terenów podmokłych, utraty różnorodności biologicznej, przełowienia i innych sposobów złego traktowania ziemi i morza są znacznie większe niż uważała większość naukowców; z tego samego powodu zdolność nienaruszonych ekosystemów do modulowania klimatu jest znacznie większa, niż zostało to uwzględnione. Oznacza to, że nawet jeśli obniżymy emisję dwutlenku węgla do zera, a nie odwrócimy dokonywanego wszędzie ekobójstwa na poziomie lokalnym, klimat nadal umrze śmiercią od miliona cięć. (Autor nawiązuje tutaj do starożytnej chińskiej tortury znanej jako lingchi – „powolne krojenie”, „przewlekła śmierć” lub „śmierć od tysiąca cięć” – która była stosowana jako metoda egzekucji od siódmego wieku do 1905 roku, kiedy to została oficjalnie zakazana. Przyp. tłum.)
W przeciwieństwie do założeń zawartych w moich wyżej wspomnianych wynikach wyszukiwania przez Google, kondycja globu zależy od kondycji lokalnej. Najważniejsze globalne rozwiązania to te, które tworzą warunki, aby przywrócić i chronić miliony lokalnych ekosystemów. Dzisiaj często zdarza się odwrotnie; na przykład globalne traktaty o wolnym handlu zezwalają korporacjom na pozywanie rządów i obwinianie ich o utratę zysków wynikającą z lokalnej ochrony środowiska.
Kiedy zajmujemy się uzdrawianiem ekologicznym w ujęciu globalnym, nasze oczy odrywają się od miejsc, które kochaliśmy i utraciliśmy; miejsc, które są chore i umierające; miejsc, na których nam zależy; które są namacalne, znane nam z własnego doświadczenia i prawdziwe. Zamiast tego nasza uwaga kieruje się w odległe czasy i miejsca, a nasze lokalne miłości stają się w najlepszym wypadku narzędziami na szerszą skalę.
Dlaczego Stella była smutna, widząc swoje ukochane ujście rzeki pozbawione życia? Czy dlatego, że nie rosły tam już wodorosty, które wychwytują dwutlenek węgla i łagodzą zmiany klimatu? Oczywiście, że nie. Gdyby tylko o to chodziło, nie byłaby to zbyt wielka strata. Można by ją zrównoważyć, sadząc farmę z wodorostami lub las gdzie indziej, a może instalując gigantyczne maszyny do zasysania dwutlenku węgla w każdym mieście. I to wystarczyłoby Stelli do szczęścia, prawda?
Mój przyjaciel Seppi Garrett opowiedział mi, jak chciał zabrać syna na ryby w zatoce Conodoguinet, jego ulubionym miejscu z czasów dzieciństwa. Ku swemu zaskoczeniu dowiedział się, że zatoczka jest skażona, a wszędzie wiszą ostrzeżenia, żeby nie pozwalać dzieciom wchodzić do wody. Pomyślał więc: „Zamiast tego zabiorę go nad rzekę Yellow Breeches”, ale wkrótce odkrył, że ta również jest zatruta. Powiedział: „Zatem oczywiście jest jeszcze Susquehanna. Tak mi smutno, kiedy widzę wycieki oleju na wodzie w miejscach, w których jako dziecko chodziłem zanurzony po piersi, aby łowić ryby”. Smutek, oburzenie i gniew Seppiego doprowadzają go do stania się pewnego rodzaju niezależnym ekologiem; częścią ruchu ludzi, którzy pomagają odzyskać uszkodzone obszary poprzez przyspieszenie sukcesji, przekierowanie wody i zmianę składu gatunkowego. Potrzebujemy do tego milionów ludzi, gotowych do uważnego słuchania ziemi, rozwijania relacji z nią i oddania się na jej służbę. Skąd bierze się ten poziom zaangażowania? Znowu zapytam, czy wyciek ropy dlatego wywołuje smutek Seppiego, ponieważ oznacza generujące dwutlenek węgla spalanie paliw kopalnych?
Możesz zobaczyć, w jaki sposób dominująca globalna narracja dotycząca emisji dwutlenku węgla nie jest konieczna do wygenerowania postaw prośrodowiskowych nawet dla tych, którzy uznają ją za prawdziwą. Tym bardziej nie jest konieczna dla zaangażowania sceptyków zmian klimatu, których spotkamy w następnym rozdziale.
Jestem pewien, że coś cię poruszyło, kiedy czytałaś/czytałeś słowa Seppiego, nawet jeśli twoim szczególnym miejscem z dzieciństwa był las, a nie rzeka. Kiedy przekazujemy naszą miłość do ziemi, góry, wody i morza innym i wzbudzamy smutek z powodu tego, co utracone; kiedy utrzymujemy siebie i innych w surowości straty, nie przeskakując od razu do poszukiwania winnych czy rozwiązań, wtedy właśnie przenikamy głęboko do miejsca, w którym żyje zaangażowanie.
Nie oznacza to, że nie stoimy w obliczu globalnego kryzysu ekologicznego. Stoimy, a ten kryzys znacznie przekracza to, co nazywamy zmianą klimatu. Gdyby jednak wszyscy skoncentrowali swoją miłość, opiekę i zaangażowanie na ochronie i uzdrowieniu lokalnych siedlisk, przy jednoczesnym poszanowaniu lokalnych siedlisk we wszystkich innych miejscach, wówczas efektem ubocznym byłoby rozwiązanie kryzysu klimatycznego. Gdybyśmy starali się leczyć i chronić każde ujście rzeki, każdy las, każde mokradło, każdy kawałek zniszczonego i pustynnego terenu, każdą rafę koralową, każde jezioro i każdą górę, nie tylko większość wierceń, szczelinowania i rurociągów musiałaby się zatrzymać, ale biosfera stałaby się również znacznie bardziej odporna.