Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 3: Spektrum postaw klimatycznych i nie tylko
Instytucja nauki
Jeśli zarówno sceptyczna „prawica” jak i katastroficzna „lewica” są uwięzione w tendencyjnym, zawężającym ich rzeczywistość efekcie potwierdzenia, być może powinniśmy uciec do centrum, którym jest standardowa narracja dotycząca zmian klimatu. To wygodne terytorium wytyczone przez naukę – główny autorytet epistemiczny naszego społeczeństwa.
Kłopot polega na tym, że dynamika tych dwóch skrajności dotyka również środka. W ciągu ostatnich kilku lat rosnący chór krytyków wewnętrznych ujawnia poważne problemy świata nauki: finansowania, publikowania i prowadzenia badań, co prowokuje niektórych do stwierdzenia: „Nauka jest skompromitowana”. [20]
Opisywane dysfunkcje obejmują:
- Różne rodzaje oszustw: niektóre celowe, ale w większości nieświadome i systemowe. [21]
- Niemożność odtworzenia wyników badań i brak motywacji do podejmowania prób ich replikacji. [22]
- Niewłaściwe wykorzystanie statystyk, takich jak „P-hakowanie” – wydobywanie danych badawczych w celu wyodrębnienia post hoc „hipotezy” do publikacji. [23]
- Poważne wady w systemie wzajemnej oceny; na przykład skłonność do egzekwowania istniejących paradygmatów i wrogości wobec wiedzy podważającej opinie recenzentów, których kariera opiera się na tych poglądach. [24]
- Trudności w uzyskaniu finansowania na niekonwencjonalne hipotezy badawcze. [25]
- Stronniczość publikacji faworyzująca pozytywne wyniki w porównaniu z negatywnymi i tłumiąca badania, które nie przyniosą korzyści karierze naukowca. [26]
System zachęca do niekończącego się opracowywania istniejących teorii, co do których zachodzi konsensus, ale jeśli jedna z nich jest błędna, pojawiają się bariery niemal nie do pokonania, aby ją kiedykolwiek obalić. Wykraczają one daleko poza klasyczny opór wobec zmiany paradygmatu opisany przez Thomasa Kuhna – krytycy nazywają to „ochroną paradygmatu”. Były dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia w USA i laureat Nagrody Nobla Harold Varmus tak to opisuje:
“Dzisiaj system faworyzuje tych, którzy mogą zagwarantować określone wyniki, a nie tych z potencjalnie przełomowymi pomysłami, które z definicji nie mogą obiecać sukcesu. Młodych naukowców zniechęca się do zbytniego odchodzenia od tematyki pracy habilitacyjnej, kiedy powinni stawiać nowe pytania i wymyślać nowe podejścia. Doświadczeni badacze są skłonni trzymać się swoich wypróbowanych i sprawdzonych formuł sukcesu, zamiast badać nowe obszary”. [27]
Łatwo zauważyć, jak ta dynamika może wpłynąć na naukę o klimacie, politycznie uwikłaną dziedzinę, która otrzymuje miliardy dolarów z funduszy rządowych. Strony internetowe sceptyków pokazują utyskiwania badaczy klimatu, którzy boją się opublikować wyniki sprzeczne z ortodoksją klimatyczną, ponieważ nie chcą być traktowani jako „denialiści”; słyszy się opowieści profesorów o zniechęcaniu studentów do badania niespójnych danych oraz anegdoty o renomowanych naukowcach, którzy stracili fundusze i nominacje zawodowe w wyniku zaledwie łagodnej krytyki oficjalnych stanowisk.
Dysydencka klimatolożka Judith Curry stawia pytania o genezę naukowego konsensusu w sprawie zmian klimatu:
“Wypaczony „konsensus” naukowy rzeczywiście działa na rzecz umocnienia samego siebie poprzez szereg zachęt zawodowych, którymi są: łatwość publikowania wyników, szczególnie w czasopismach o dużym znaczeniu; sukces w finansowaniu; uznanie współbadaczy pod względem nagród, promocji, itp .; uwaga mediów i rozgłos nadany badaniom; odwołanie się do uproszczonej narracji, że klimatologia może „uratować świat”; i na koniec miejsce przy stole „dużej polityki”. [28]
Wszystko to składa się na rodzaj zbiorowego efektu potwierdzenia w nauce, tego samego upośledzenia poznawczego, które w oczywisty sposób dotyka wielu sceptyków klimatycznych. Innymi słowy, efekt potwierdzenia nie ogranicza się do osób spoza naukowego establishmentu. Istnieje również wewnątrz samej instytucji nauki, pomimo systemu wzajemnej oceny, który ma go wyeliminować. Oto co mój ojciec, emerytowany profesor, mówi o wzajemnej ocenie recenzenckiej (peer review):
“Oceny recenzentów w mojej dziedzinie często były niechlujne, odbiegające od tematu, ponieważ recenzenci nie mieli wystarczającej motywacji, by „tracić czas”. Nikt nie otrzymywał od autorów danych niezbędnych do replikacji badań. Ponadto, co ważne, redaktorzy mogli wpływać na wynik oceny poprzez wybór recenzentów. Poza tym, badacze z wyspecjalizowanych dziedzin, którzy jako jedyni mogli zrozumieć dany artykuł, często pisali pozytywne recenzje w celu poprawy statusu i widoczności swojej kliki”.
Spieszę dodać, że nie oznacza to, że pogląd establishmentu naukowego na klimat (lub cokolwiek innego) jest błędny. Oznacza to jednak, że gdyby tak było, możemy się o tym łatwo nie dowiedzieć. Będziemy to wiedzieć tylko wtedy, gdy samonaprawiające się mechanizmy nauki jako instytucji zadziałają prawidłowo.
Uczynię wyznanie wobec tych z Was, którzy podejrzewają mnie o bycie „antynaukowym”. Otóż konsensus w sprawie globalnego ocieplenia łączący Wielką Naukę, rządy i większość światowych elit sprawia, że jestem mniej pewny standardowej narracji, nie zaś bardziej. Dlaczego powinienem akceptować konsensus w sprawie zmian klimatu, skoro odrzucam konsensus naukowy powołany w celu wsparcia GMO, energii jądrowej, onkologii farmaceutycznej lub bezpieczeństwa powszechnych pestycydów? [29]
Czytelniku, możesz argumentować, że konsensus w tych kwestiach jest słabszy niż w sprawie zmian klimatu i możesz mieć rację. Perspektywa dostarczenia mocniejszych przykładów wątpliwego konsensusu naukowego stanowi jednak pewien problem. Jeśli ujawnię swoje wątpliwości dotyczące, powiedzmy, standardowej kosmologii Wielkiego Wybuchu, ciemnej materii, hipotezy lipidowej miażdżycy lub modelu fizjologii błon komórkowych typu pompy i kanały, to podważę wiarygodność, której potrzebuję, aby skutecznie wypowiadać się na mój temat. Czytelnik zacznie podejrzewać, że mam niedobór intelektu, nie znam się na podstawach nauki lub jestem zuchwale zakochany w podejrzanych teoriach. Wrzuci mnie do jednego worka z biblijnymi kreacjonistami, płaskoziemcami i zwolennikami spiskowych teorii dotyczących lądowania na Księżycu. A może uzna, że moje sprzeczne poglądy mają podłoże psychopatologiczne: że buntuję się przeciwko ojcu lub cierpię z powodu zaburzenia opozycyjno-buntowniczego.
Nie można przytoczyć przykładu błędnego konsensusu naukowego, który przekonałby osobę ufającą konsensusowi naukowemu. Oczywiście można by przytoczyć przypadki historyczne, w których konsensus naukowy był błędny – świetlisty eter, eugenika z jej wezwaniami do ratowania ludzkości przed degradacją genetyczną, a także geocentryczna kosmologia – ale wyznawca nauki może to odwrócić i powiedzieć: „Zobacz, nauka działa. Błędne teorie zostają ostatecznie odrzucone, a my zbliżamy się do prawdy”. Implikacja jest taka, że wielkie błędy należą do zamkniętej przeszłości.
Nic z powyższego nie oznacza, że wierzę w każdą naukową herezję, z którą się spotykam. W końcu wiele herezji naukowych jest ze sobą sprzecznych. W wielu kwestiach nie mam mocnej opinii, ponieważ kiedy próbuję to sprecyzować i dowiedzieć się, która strona ma rację, kończę w szeregu sprzecznych twierdzeń, których nie jestem w stanie ocenić – tak jak to opisałem w debacie na temat pomiarów temperatury przez satelity.
Czytelnik może być zaznajomiony z tego rodzaju króliczą dziurą. Niezależnie od tego, czy badam teorie spiskowe z 11 września, smugi chemiczne, kręgi zbożowe, negatywne skutki szczepionek czy niestandardowe teorie archeologiczne, kosmologiczne, biologiczne lub geologiczne, wzorzec jest taki sam. Jedna strona powołuje się na autorytet ośrodka naukowego, podczas gdy druga składa się głównie z marginalizowanych heretyków. Ci dysydenci narzekają na trudności z uzyskaniem funduszy na badania, publikacją w czasopismach i poważnym potraktowaniem ich argumentów. Tymczasem obrońcy ortodoksji powołują się na ten sam brak publikacji w recenzowanych czasopismach jako dowód, aby nie brać poważnie nieortodoksyjnych teorii. Ich logika jest następująca: „Teorie te nie są akceptowane; dlatego są one nie do zaakceptowania”. To jest efekt potwierdzenia w pigułce.
W większości kontrowersji, które stawiają silną ortodoksję przeciwko zmarginalizowanej heterodoksji, establishment swobodnie używa zastraszających cytatów i szyderczych epitetów, takich jak „denialista”, „teoretyk spisku” lub „pseudonaukowiec”, aby wywierać presję psychiczną na niezdecydowanego laika, który nie chce być uważany za głupca. Te taktyki przywołują dynamikę społeczną bycia w grupie / poza grupą, co prowadzi do podejrzeń, że ta sama dynamika może dominować w obrębie ośrodka naukowego w celu wymuszenia myślenia grupowego i zniechęcania do sprzeciwu. Ale być może rzeczywiście niekonwencjonalne teorie są bzdurne i zasługują na wyszydzenie? My maluczcy nie możemy tego wiedzieć. Sprowadza się to ponownie do naszego zaufania wobec autorytetów.
Chciałbym rozwinąć narrację o ekologicznym uzdrawianiu, która nie zależy od zaufania do istniejących instytucji władzy, nauki lub innych. Nauka może być nadal sprzymierzeńcem (będę z niej wiele czerpać w następnych dwóch rozdziałach), ale nie musi być nieomylnym mistrzem.
W skrajnie spolaryzowanej debacie klimatycznej czytelnikowi może być trudno uwierzyć, że nie próbuję skonstruować potajemnego spisku przeciwko antropogenicznemu globalnemu ociepleniu. To nie jest moja intencja. Powtarzam: moim zamiarem jest odkrycie ukrytych porozumień wspólnych dla wszystkich stron debaty; porozumień, które wywołują pogarszający się kryzys i ostatecznie katastrofę bez względu na to, która strona ma rację.
Przypisy:
[20] Belluz i Hoffman (2015).
[21] Freedman (2010).
[22] Baker (2016).
[23] The Economist (2013).
[24] Smith (2006) i The New Atlantis (2006).
[25] McNeil (2014).
[26] Peplow (2014).
[27] Albert i in. (2014).
[28] Curry (2016).
[29] Mitch Daniels’s 2017 Washington Post op-ed, “Avoiding GMOs Is Not Only Unscientific, It Is Immoral”, stanowi przykład takiej narracji. Patrz również na moją odpowiedź: Eisenstein, 2018.