Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 10 – Pieniądze i długi
Imperatyw wzrostu gospodarczego
Jest jedna kluczowa różnica pomiędzy „muzycznymi krzesłami” a systemem pieniężnym, chociaż nie zmienia ona podstawowej zasady generującej niepokój i współzawodnictwo. Ta różnica nazywa się „wzrost gospodarczy”. Dla przykładu: wyobraź sobie uproszczoną gospodarkę, w której system bankowy pożyczył tysiącowi osób milion dolarów łącznie z 7-procentowymi odsetkami. Każda osoba otrzymała 1000 USD i po dziesięciu latach musi spłacić 2000 USD. Z matematycznego punktu widzenia jest niemożliwe, aby więcej niż połowa z nich to zrobiła, ponieważ realnie istnieje tylko 1 milion USD, a drugi milion USD jest wirtualny. Gdyby w systemie nie było nic więcej poza tym, wybuchłaby zacięta konkurencja, w której co najmniej połowa ludzi zbankrutowałaby, podobnie jak w grze w „muzyczne krzesła”.
W rzeczywistości, kiedy nadchodzi czas spłaty początkowych pożyczek w wysokości 1000 USD, prawie każdy może je spłacić. Dlaczego? Ponieważ w międzyczasie bank pożyczył dodatkowy 1000 USD na osobę – kolejny 1 mln USD całkowitego zadłużenia. (Jednak pieniądze nie są wypłacane po równo dla wszystkich. Trafiają do tych, którzy zdaniem banku spłacą wszystko z odsetkami.) Dopóki nowe pieniądze są stale tworzone (pożyczane), system może działać. Kiedy tempo kredytów zwalnia – a nawet nie rośnie w tempie stopy procentowej – bankructwa są nieuniknione. Tworzy się błędne koło: zwolnienia i cięcia płac, prowadzące do spadającego popytu i spadających cen, prowadzące do spadających zysków, prowadzące do mniejszych możliwości udzielania pożyczek, prowadzące do większej liczby bankructw i zwolnień. Nazywa się to kryzysem.
Aby temu zapobiec, wzrost gospodarczy nigdy nie może się skończyć. To nie przypadek, że politycy lewicy, prawicy i centrum – wszyscy skupiają się na rozwoju gospodarczym, ponieważ uważają obecny system za niezmienny. Nie zgadzają się co do tego, jak to osiągnąć, ale wszyscy zgadzają się, że jest to konieczne. Mają rację – w obecnym systemie finansowym jest to konieczne.
Politycy rzadko kwestionują wzrost gospodarczy, ponieważ jego założenia są tak głęboko zakorzenione. Właśnie dlatego postępowa lewica przywołuje fantazje o „zrównoważonym wzroście”, wyobrażając sobie, że w jakiś cudowny sposób możemy nadal zamieniać relacje na usługi i przyrodę na produkty bez uszczerbku ekologicznego lub społecznego.
Wielu ekonomistów twierdzi – nie tylko z powodów ekologicznych – że zbliżamy się do granic wzrostu gospodarczego. [1] Niestety, nasz obecny system pieniężny działa tylko w kontekście szybkiego wzrostu, głównie dlatego, że dodatnie zwroty z inwestycji kapitałowych są niezbędne w całym systemie, aby generować wystarczającą liczbę pożyczek. Z kolei pożyczanie jest podstawą tworzenia pieniędzy. Bez ciągłego tworzenia nowych pieniędzy zmniejszają się środki na obsługę długów, co skutkuje bankructwem, bezrobociem, koncentracją bogactwa i potrzebą oszczędności, aby tymczasowo obsłużyć długi, gdy wzrost dochodów nie jest możliwy. Wywołuje to nieustającą presję na rządy, aby znaleźć nowe sposoby na ułatwienie wzrostu gospodarczego: kolonializm, eksploatacja zasobów naturalnych i tak dalej. Dziś stoimy w obliczu granic wzrostu, pozostawiając oszczędności jako jedyną opcję, aby dłużnicy byli wypłacalni nieco dłużej.
Wzrost gospodarczy oznacza wzrost ilości dóbr i usług wymienianych na pieniądze. Dlatego odległa wioska w Indiach lub tradycyjny obszar plemienny w Brazylii oferują duże możliwości rozwoju, ponieważ ludzie tam prawie za nic nie płacą. Uprawiają lub zbierają własne pożywienie. Sami budują własne domy. Używają tradycyjnych metod leczenia dla swoich chorych. Tworzą własną muzykę i przedstawienia. Wyobraź sobie, że ekspert ds. rozwoju widzi to i mówi: „Co za ogromna szansa rynkowa! Ci zacofani ludzie sami zbierają plony – zamiast tego mogliby je kupić. Gotują także własne jedzenie – restauracje i supermarkety mogłyby zrobić to dla nich znacznie wydajniej. W powietrzu unoszą się dźwięki piosenek – zamiast tego mogliby kupić rozrywkę. Dzieci bawią się ze sobą za darmo – mogłyby zapisać się do płatnego przedszkola. Towarzyszą dorosłym, ucząc się tradycyjnych umiejętności – to społeczeństwo może zapłacić za naukę. Kiedy dom się pali, społeczność zbiera się, aby go odbudować – jeśli uda nam się zniszczyć więzy wzajemnej pomocy, zaistnieje duży rynek ubezpieczeń. Każdy ma silne poczucie tożsamości społecznej, silne poczucie przynależności – zamiast tego mogliby kupować markowe produkty. Wszyscy są radośni i zadowoleni – a mogliby kupić ekwiwalent dobrego samopoczucia w postaci legalnych czy nielegalnych narkotyków i innych form konsumpcji”.
Okej, te wizje bogactwa mieszają mi w głowie, ale rozumiesz zamysł. Pytanie brzmi: jak ci ludzie będą w stanie za to wszystko zapłacić? Łatwo. Zarobią pieniądze, przekształcając lokalne zasoby naturalne i własną pracę w towary. Las deszczowy stanie się plantacją oleju palmowego. Góra stanie się kopalnią odkrywkową. Rzeka stanie się elektrownią wodną. Ludność porzuci tradycyjny styl życia i pójdzie do pracy w gospodarce pieniężnej. Kilku zostanie lekarzami, prawnikami i inżynierami. Reszta wyemigruje do slumsów.
W wielkim skrócie właśnie tak wygląda proces zwany „rozwojem”. To właśnie finansują kredyty rozwojowe od ponad pół wieku. Towarzyszy temu ideologia głosząca, że pieniądze są równe dobremu samopoczuciu, że rozwój na wzór Zachodu jest dobry (lub nieunikniony), że życie w zaawansowanej technologii jest lepsze od życia zbliżonego do natury. Te założenia trudno obalić przy użyciu logicznych argumentów. Zwykle ich odrzucenie wymaga spędzenia czasu w słabiej rozwiniętych kulturach, obserwowania ich radości i głębi życia oraz dostrzegania, jak ich piękno ginie wskutek modernizacji.
Słowo „rozwój” zawiera w sobie wartościowanie, według którego kraje mniej rozwinięte są mniej zaawansowane w domyślnej skali postępu. W związku z tym system finansowy, który wymusza rozwój, jest dobry. I rzeczywiście wydaje się to prawdą, jeśli uznaje się PKB za prawidłową miarę dobrobytu. Kiedy dziesiątki milionów indyjskich rolników przeszły z bioróżnorodnego rolnictwa ekologicznego konsumowanego lokalnie na intensywną pod względem chemicznym i wodochłonną produkcję monokulturową przeznaczoną na rynki towarowe, ich udział w zmierzonym PKB wyraźnie wzrósł. Dlaczego? Przed utowarowieniem znaczna część jedzenia była zjadana przez wielopokoleniową rodzinę, która je wytwarzała i krążyła w społeczności poprzez niemonetarne systemy wzajemności. Reszta została sprzedana na lokalnych rynkach w nieformalnej gospodarce. Przejście do chemicznego, zmechanizowanego rolnictwa wymagało zadłużenia się na zakup maszyn, nawozów, herbicydów, insektycydów i nasion. Wynikające z tego cierpienie, które miało miejsce, gdy ceny towarów spadły, a rolnicy nie mogli spłacać długów, jest dobrze znane: banki przejęły grunty, które były w rodzinach od stuleci, a nawet tysiącleci, a setki tysięcy rolników popełniły samobójstwo. Młodsze pokolenie nie miało wyboru i musiało się przenieść do rozwijających się wielkich metropolii, gdy tradycyjne źródła utrzymania znikły. Produkty przemysłowe zastąpiły produkcję garncarzy, stolarzy, tkaczy i innych rzemieślników. I wzrosły wyniki PKB.
Zwykle winą za ten stan rzeczy obarcza się Monsanto i banki, powołując się na korporacyjną chciwość. Z pewnością miło jest mieć kogoś do nienawidzenia i obwiniania, prawdą jest też, że Monsanto agresywnie przepychało chemikalia i nasiona GMO w Indiach. Musimy jednak zrozumieć, że ta korporacja pływa w ideologicznych wodach „modernizacji” i uważa, że świetnie służy ludzkości. Wydajność na krótką metę podnosi się, a gospodarka rośnie. Pomagamy zacofanym chłopom wejść w XXI wiek i karmić głodne masy świata. Jak zwykle problem z liczbami uzasadniającymi to podejście polega na tym, co nie jest mierzone, na przykład:
- Zakłócenia społeczne spowodowane nagłymi zmianami lokalnych wzorców gospodarczych
- Utracone uprawy żywnościowe, które nigdy nie zostały uwzględnione w zbiorach
- Różnorodność dietetyczna, która jest ważna dla dobrego zdrowia
- Przyszłe straty wynikające z obniżania się lustra wody z powodu nadmiernej chłonności monokultur
- Przyszłe straty spowodowane erozją gleby w wyniku stosowania nowoczesnych procesów rolniczych
- Zanieczyszczenie gleby i wody chemikaliami
- Straty wynikające z długoterminowego ubijania gleby maszynami rolniczymi i utraty grzybni
- Powstanie superchwastów i owadów odpornych na środki owadobójcze
Jak to często bywa, najważniejsze jest to, co mierzone liczby pomijają. Narracja o modernizacji, w której funkcjonuje Monsanto, zależy od niewidzialności tych rzeczy. Ta sama niewidzialność powstrzymuje naturalne ludzkie współczucie, ponieważ cierpienie ukrywa się pod liczbami. Oczywiście nie chodzi tylko o Monsanto; sposób myślenia o rozwoju jest nieodłącznym elementem systemu, w którym żyjemy. Jest on częścią Opowieści o Oddzieleniu, w której ludzkość przyznaje sobie prawo do panowania nad naturą. Możemy nawet podziwiać Monsanto za to, że jest wyjątkowo innowacyjnym praktykiem tej niemal uniwersalnej ideologii.
Obwinianie chciwości Monsanto (lub jego braci, takich jak Syngenta, DuPont, Dow, Bayer itp.), oznacza niewłaściwe zdiagnozowanie problemu lub w najlepszym razie zaatakowanie objawu, a nie samej choroby. Warunki to narracja i system. Z tego punktu widzenia ci, którzy pracują dla Monsanto, postrzegają siebie jako dobrych facetów, a przeciwników jako szalonych hipisów, którzy nic nie rozumieją. Po prostu nie rozumieją, że tysiące oddanych naukowców – naukowców! – poświęciły swoje życie zawodowe postępom w dziedzinie nauk o uprawach, które przynoszą takie korzyści światu. Nie rozumieją, że przecież prowadzimy wojnę z głodem.
Rozumiejąc system i historię, w której działają Monsanto i inni, możemy skierować nasz aktywizm w kierunku zmiany systemu i stworzenia nowej opowieści. Nawet w sytuacjach, w których konieczna jest walka, będziemy znacznie bardziej skuteczni, działając w pełnym zrozumieniu tego, jak oponent postrzega świat i siebie.
System i narracja są ze sobą ściśle powiązane. W przypadku, gdy ideologia modernizacji i rozwoju nie wystarcza, powstaje silna presja finansowa, aby się do niej dostosować. W powyższym przykładzie z bankami nowy 1000 USD nie jest pożyczany losowo przypadkowemu odbiorcy. Jest pożyczany tym, którzy prawdopodobnie będą w stanie spłacić odsetki – zarabiając pieniądze od kogoś innego z kręgu. Pieniądze powstają jako kredyt dla tych, którzy spłacą go wraz z odsetkami; ostatecznie z udziału w tworzeniu nowych towarów i usług. Oznacza to przekształcanie relacji społecznych w usługi, a bogactwa naturalnego w produkty. To właśnie jest rozwój.
Przypisy:
[1] Szukając argumentów o końcu wieku wzrostu gospodarczego, które nie opierają się na przesłankach ekologicznych, patrz Gordon (2012).