Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 10 – Pieniądze i długi
Gra w krzesła z muzyką w tle
Kiedy mówimy o odejściu całego społeczeństwa od wysokiego wzrostu gospodarczego i jednocześnie marnotrawienia zasobów; kiedy mówimy o rozwoju nieilościowym, od razu spotykamy się z tematem ekonomii. A kiedy praktycznie rozważamy „okoliczności, w jakich dokonujemy wyboru”, aby nadal rujnować biosferę, to właśnie ta kwintesencja praktyczności – pieniądze – najbardziej wpływa na nasze decyzje. Pieniądze rzadko idą w parze z uzdrawianiem ziemi. W naszym obecnym systemie zwykle więcej pieniędzy przeznacza się na niszczenie ekosystemu niż na jego ochronę. Wylesianie, wiercenie, przełowienie, osuszanie terenów podmokłych w celu przekazania ich deweloperom… to wszystko napędza siła pieniądza. Ale dlaczego tak się dzieje? Czy pieniądze są po prostu złe? Czy ludzie są po prostu chciwi? Czy musimy wiecznie toczyć wojnę przeciwko władzy pieniądza?
Poniższa metafora sugeruje, że odpowiedź na te pytania brzmi „nie”.
Większość czytelników zapewne zna zabawę „muzyczne krzesła”. Wyobraź sobie, że w tej grze uczestniczy tysiąc osób i 950 krzeseł. Wszyscy tańczą w jednym wielkim kole, a gdy muzyka przestaje grać, wszyscy rzucają się na najbliższe im krzesło. Ci, którzy nie znajdują krzesła dla siebie, zostają wykluczeni z gry, a kolejna runda obejmuje 950 osób i być może 903 krzesła.
Podkręćmy trochę stawkę. Kiedy przegrywasz rundę, nie tylko wypadasz z gry. Tracisz także dom i musisz wybierać między jedzeniem a lekami dla swoich dzieci. Na szali leży przetrwanie – twoje i twoich bliskich. Gra się rozpoczyna. Wszyscy są spięci i zestresowani, manewrując w celu uzyskania najkorzystniejszej pozycji. Kiedy muzyka przestaje grać, następuje szalony bieg w kierunku krzeseł, rozpychanie się łokciami, ”wolna amerykanka”, w której krzesła dostają się najmocniejszym, najszybszym i mającym największego farta.
Na zewnątrz tej sceny siedzą obserwatorzy: ekonomista, biolog, polityk i ksiądz. „Patrzcie na to” – mówi ekonomista. „To właśnie ludzka natura. Wszyscy chcą zmaksymalizować własne zyski kosztem innych”.
„Tak” – zgadza się biolog. „Widzimy przetrwanie najsilniejszych w akcji. Tylko silni, szybcy i bezwzględni przetrwają. To właśnie ludzka natura ”.
„Na szczęście ludzkość ma nas” – mówi polityk – „Narzucamy prawo i porządek, aby ograniczyć ludzką naturę i egzekwować godne zachowanie”.
„Wejdę pomiędzy nich, aby nauczać o miłości bliźniego” – mówi ksiądz.
Jednak czy ten „wyścig szczurów” wynika z prawdziwej ludzkiej natury czy może jest następstwem określonych reguł gry? Wyobraź sobie, że mamy tysiąc osób i tysiąc krzeseł o różnych kształtach i rozmiarach, a gra polega na dopasowaniu odpowiedniej osoby do odpowiedniego krzesła. Jak wtedy wyglądałaby „ludzka natura”? Kto lubi miękkie siedzisko? Kto woli twarde? Kto ma długie nogi? Kto ma duże pośladki? Rozgrywka wyglądałaby zupełnie inaczej; wymagałaby komunikacji i współpracy. Powstałyby różne struktury, aby dopasować odpowiednie krzesło do każdej osoby. Nadal może zaistnieć pewna konkurencja, ale nie jest ona wpisana w reguły gry.
Struktury mogą pojawić się również w oryginalnej grze. Czasami silna osoba może zdobyć więcej krzeseł dla siebie i swoich przyjaciół. Mogą powstać małe grupy, aby odbierać krzesła pojedynczym siedzącym. Niektóre altruistyczne osoby mogą poświęcić swoją szansę na krzesło, aby mogła na nim usiąść młoda matka z dzieckiem. Inni (po tym, jak już zabezpieczyli krzesło dla siebie) mogą nawoływać innych, by byli dla siebie trochę milsi i nie pchali się tak bardzo. Jednak zasady gry zakładają, że hojność oznacza poświęcenie się. Więcej dla ciebie oznacza mniej dla mnie. Jest to gra o sumie zerowej; a w rzeczywistości gra o sumie ujemnej.
Gra w krzesła jest metaforą naszego obecnego systemu gospodarczego (z jedną ważną różnicą, którą omówię dalej). Ponieważ w naszym systemie pożycza się pieniądze, a pożyczki te są oprocentowane, w każdym momencie w systemie zawsze jest więcej długów niż pieniędzy. Tak jak w przypadku „muzycznych krzeseł” wszyscy są zmuszeni do rywalizacji o niewystarczającą ilość pieniędzy. „Silni, szybcy i farciarze” dostają „krzesło” – pieniądze, których potrzebują, aby cieszyć się materialnym bezpieczeństwem – a słabi, nieszczęśliwi i pokrzywdzeni – nie.
Wyobraź sobie też, że krąg 950 krzeseł nie jest równomiernie rozmieszczony. Niektóre obszary mają rzadsze rozmieszczenie krzeseł niż inne i to w tych sekcjach umieszcza się czarnych, czerwonych i brązowych ludzi. Tęsknią za miejscem w „lepszej” części kręgu i uważają rasizm za źródło ich ubóstwa. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że nawet jeśli nie będą to oni, ktoś zawsze musi być pozbawiony krzesła, ponieważ jest to wpisane w reguły gry. Dla zubożałych czarnych, czerwonych i brązowych ludzi z pewnością wygląda na to, że rasizm jest przyczyną ich ubóstwa, ale w rzeczywistości jest on bardziej objawem i aktywatorem systemu, który musi kogoś zubażać: lepiej ich niż nas. Tak więc różne frakcje starają się tak zarządzać kręgiem krzeseł, aby ich sekcja miała proporcjonalnie więcej (w prawdziwym świecie odpowiada to imperialnej kontroli zasobów), wprowadzając nowy poziom konkurencji i tworząc warunki sprzyjające rasizmowi, nacjonalizmowi i imperializmowi.
Wszyscy są tak skupieni na zdobywaniu większej liczby krzeseł dla siebie i swojej grupy, że nie kwestionują zasad gry i tego, czy można je zmienić.
Oto krótka migawka, jak się gra w tę grę. Według przeszywającej książki Matthew Desmonda „Skazani” (Evicted), dziesiątki milionów ludzi w Ameryce wydają dziś 50%, a nawet 70% lub 80% swoich dochodów na czynsz, żyjąc z ryzykiem, że wystarczy jeden kryzys zdrowotny lub jedna awaria samochodu, żeby popadli w spiralę długów, która zaczyna się eksmisją a kończy całkowitą nędzą: rozpadem rodziny, więzieniem, bezdomnością lub jeszcze gorzej. Chciałoby się winić bezdusznych właścicieli, ale w rzeczywistości bezduszność rodzi się systemowo. Jest to system zaprojektowany od góry do dołu na maksymalizację własnego interesu, a zatem wymagający traktowania innych jako instrumentów dla naszej własnej użyteczności. „Bezduszny właściciel” jest narażony na taką samą podstawową niepewność ekonomiczną, jak wszyscy inni, choć bardziej oddalony od bezpośredniego ryzyka. Ale wystarczy kryzys gospodarczy, krach na giełdzie i on/ona również może popaść w ubóstwo.
Dość często budynek należy do spółki holdingowej zajmującej się nieruchomościami, która jest pod presją utrzymania przyzwoitej stopy zwrotu w celu obsługi długów wobec własnych wierzycieli. Podstawą systemu są duzi inwestorzy instytucjonalni, pozbawiający kapitału inne firmy, chyba że przynoszą one najwyższy możliwy zwrot. Może powinniśmy winić ich chciwość – tyle że największe to głównie fundusze emerytalne, desperacko oczekujące wystarczająco wysokich zysków, by sfinansować emerytury nauczycieli, strażaków i innych pracowników budżetówki.
Bezduszność nieuchronnie towarzyszy temu systemowi odczłowieczania i wykorzystywania. Jeśli jesteś zbyt wrażliwy, wylatujesz z interesu. Nie ma dla ciebie krzesła.
Lewicowcy uwielbiają obwiniać korporacje i ich kierownictwo za kłopoty planety, ale to są produkty systemu pełniące określone role. Z pewnością korporacje mają pewną swobodę działania mniej lub bardziej w interesie publicznym, jednak zbytnia miękkość kończy się konfliktem z żelaznym prawem rynku. Zostaną zniszczone lub wciśnięte do małej niszy przez bardziej bezwzględnych konkurentów. Dlatego głupotą jest oczekiwanie, że trening etyki czy medytacja w sali zarządu radykalnie zmienią ogólne zachowania korporacyjne.
Próba zreformowania korporacji (w celu wprowadzenia ograniczonych warunków i zysków oraz wymagań, aby służyły one pożytkowi publicznemu) jest krokiem we właściwym kierunku. Jednak musimy również zrozumieć, że korporacjonizm nie jest jakimś niefortunnym wypadkiem historii, ale naturalnym dostosowaniem do „zasad gry”, a także nieuniknionym produktem końcowym wszechogarniającej narracji. To jest jak samospełniająca się przepowiednia. Doktryna racjonalnego interesu własnego, która nie jest, nie była i nigdy nie będzie prawdziwa dla ludzi, okazuje się tego rodzaju przepowiednią. Korporacja jest narzędziem jej realizacji jako kulminacyjny wyraz ideologii własnego interesu.
Kultura korporacyjna jest wydestylowaną i rozszerzoną wersją tego, jak ludzie na ogół się zachowują w ekonomicznym systemie sztucznego niedoboru, który oddala przyczyny od skutków. Korporacja jest bardziej bezwzględnym graczem w „muzyczne krzesła” niż większość rzeczywistych ludzi i dlatego przoduje w grze. Niemniej jednak ty i ja powielamy tę samą bazową bezwzględność, ilekroć szukamy najlepszej oferty. Załóżmy, że chcesz zatankować samochód. Jedna stacja benzynowa pobiera dziesięć centów więcej za litr paliwa niż druga, mając dokładnie taką samą jakość i obsługę. Wszystko, co możesz zmierzyć, jest identyczne. Którą stację wybierzesz? Czy myślisz: „Cóż, jeśli wybiorę tańsze paliwo, jego produkcja nie przyniesie uczciwego zysku ani nie będzie w stanie sprawiedliwie wynagrodzić pracowników. Wybiorę droższe”. Prawdopodobnie nie. Zasadniczo takie jest zachowanie korporacji prowadzone na olbrzymią skalę. Są wysoce rozwiniętym historycznym narzędziem podporządkowania życia i materii dążeniu do maksymalizacji własnej wartości. Podobnie jak wiele innych rzeczy, które obwiniamy za nasze nieszczęścia, są one bardziej objawem niż przyczyną obecnego kryzysu.
Nie mam zamiaru nikogo powstrzymywać przed dołożeniem wszelkich starań w celu przyjęcia zrównoważonych praktyk. Takie osobiste wybory przyczyniają się do rozszerzenia definicji „normalności”. Nawet jeśli wydają się nieskuteczne, łagodzą konflikt między naszym systemem a naszymi ideałami. Chociaż lepsza etyka lub większa duchowość nie zmienią zasad gry ani nie odwrócą nurtu, w poprzek którego płynie potrzeba większego zrównoważenia, w rzeczywistości dostrzegam wartość często wyśmiewanego ruchu „korporacyjnej uważności”, „świadomego kapitalizmu” i medytacji w sali konferencyjnej. Krytycy twierdzą, że takie praktyki ułatwiają normalne działanie pod płaszczykiem duchowości, co byłoby prawdą, gdyby nie miały one prawdziwej mocy. Ponieważ, jeśli są stosowane rzetelnie, przynoszą odwrotny skutek: utrudniają normalne funkcjonowanie. Budzą kłopotliwe pytania bez łatwych odpowiedzi. Wywołują kryzys dla organizacji i jej członków. I to jest dobre.