Klimat – nowa opowieść
Chapters
Rozdział 5: Węgiel z perspektywy ekosystemowej
Geoinżynieryjne złudzenia
Ze standardowej perspektywy, czyli planety oglądanej przez pryzmat emisji dwutlenku węgla, świat czeka ponura przyszłość. Konieczne drastyczne cięcia emisji są niemożliwe do osiągnięcia na czas, aby uniknąć katastrofy. Wielu klimatologów stwierdza, że jedynym praktycznym rozwiązaniem jest tak zwana „geoinżynieria” – sztuczna zmiana składu atmosferycznego i zdolności powierzchni ziemskiej do odbijania promieniowania w celu obniżenia globalnych temperatur. Trzy najczęściej badane technologie polegają na zrzucaniu dużych ilości tlenku żelaza do oceanów w celu absorpcji i magazynowania dwutlenku węgla, rozpylaniu aerozoli siarczanowych do atmosfery w celu zwiększenia albedo planety (współczynnika odbicia) oraz instalowaniu milionów maszyn do odsysania CO2 z powietrza.
Podczas gdy wielu naukowców (szczególnie tych zorientowanych na teorię systemów) jest bardzo sceptycznie nastawionych do tych propozycji, organizacje głównego nurtu, takie jak US National Research Council, poparły ich rozwój. Być może niektóre z tych technologii są już potajemnie testowane w postaci tego, co niektórzy określają mianem „chemtrails”. Jestem sceptyczny wobec wielu teorii wysuniętych przez samozwańczych badaczy chemtrails, w szczególności tych obejmujących celowe próby zarażenia populacji, ale programy oprysków z powietrza są całkowicie prawdopodobne i zgodne z mentalnością geoinżynierii, modyfikacji klimatu i kontroli pogody. [20]
Geoinżynieria spotkała się również z powszechną krytyką głównego nurtu za możliwe niezamierzone konsekwencje, takie jak zubożenie warstwy ozonowej, zakwaszenie oceanów i zmniejszenie opadów w tropikach. Ekolodzy są szczególnie zaniepokojeni. Biorąc pod uwagę spustoszenie spowodowane wprowadzeniem tylko jednego nowego gatunku, takiego jak króliki w Australii, wyobraź sobie, jakie mogą być nieliniowe i powodujące efekt domina skutki wielkoskalowych zmian chemii oceanicznej lub atmosferycznej. Takie propozycje geoinżynierii są atrakcyjne tylko z perspektywy inżyniera zarządzającego maszyną.
Szczególnie niepokoi mnie rozpylanie aerozoli siarczanowych, które zasadniczo bielą niebo do jaśniejszego odcienia niebieskiego. Gdy zaczniemy bielić niebo w celu obniżenia temperatury, nie będziemy w stanie łatwo się zatrzymać, ponieważ zatrzymanie spowodowałoby bardzo nagły wzrost temperatury. O ile to rozpylanie nie będzie połączone z mocnymi działaniami mającymi na celu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych (lub, moim zdaniem, przywrócenia ekosystemów), będzie musiało trwać w nieskończoność.
Obawa ta stanowi przykład bardziej ogólnego problemu z geoinżynierią. Jeśli opisana przeze mnie perspektywa Ziemi jako żywej planety jest poprawna, wówczas te środki chłodzenia spowodują, że prawdziwy problem będzie mógł nadal rosnąć. Myśląc, że rozwiązaliśmy problem, przystąpimy do niszczenia ekosystemu, ukrywając objawy i jednocześnie pogarszając chorobę. Przyjmując za pewnik niższe emisje jako dowód zdrowia biosferycznego, nie będziemy w stanie usłyszeć krzyków Ziemi ponad szumem urządzeń ssących węgiel.
Hej, mam świetny pomysł! Dzięki maszynom do zasysania węgla i basenów z glonami wytwarzającymi tlen, może kiedyś będzie możliwa całkowita rezygnacja z natury? Może kiedyś uda nam się zastąpić każdą naturalną i dziką rzecz jej sztucznymi substytutami? Rozwiązania hydroponiczne mogą zastąpić glebę, maszyny do filtracji wody mogą zastąpić mokradła, mięso hodowane laboratoryjnie może zastąpić zwierzęta gospodarskie. Możemy precyzyjnie dostroić poziomy gazów cieplarnianych, aby uzyskać odpowiednią temperaturę. Podbój przyrody zostanie w pełni osiągnięty.
Najbardziej przeraża mnie nie to, że jest to próżna fantazja skazana na niepowodzenie. Przeraża mnie perspektywa, że odniesiemy sukces.
Istnieje druga kategoria geoinżynierii, która wykorzystuje życie jako narzędzie, nie zaś chemikalia. Jest to krok w kierunku zrozumienia, że życie stwarza warunki do życia, jednak mechanistyczne i redukcjonistyczne nastawienie wciąż wkracza w jego stosowanie.
Na przykład rosnące zrozumienie leśnego składowania dwutlenku węgla zaowocowało planami masowego, szybkiego ponownego zalesiania poprzez sadzenie drzew za pomocą dronów. Liczby wyglądają dobrze: więcej drzew oznacza mniej dwutlenku węgla.
Musimy jednak pamiętać, że las to coś więcej niż skupisko drzew. Chociaż sadzenie dronem umożliwia dziesięciokrotnie lub sto razy szybsze zalesianie niż sadzenie drzew ręką człowieka, siłą rzeczy jest ono mniej wrażliwe na wyjątkowe warunki lokalne. Warunki te mogą być w pewnym stopniu uwzględnione w danych dotyczących gleby, mikroklimatu itp., jednak dane te pomijają bardzo wiele. Tylko ludzie, którzy byli w wieloletnim, bliskim – a najlepiej wielopokoleniowym – związku z ziemią, mogą przypuszczalnie wiedzieć, co sadzić, aby wyhodować żywy las. Bez tej wiedzy próby ponownego zalesiania często kończą się niepowodzeniem lub zaostrzają problemy, które miały rozwiązać. Najbardziej znanym przypadkiem są Chiny, w których początkowo wydawało się, że „wielki zielony mur” drzew posadzonych w celu powstrzymania pustynnienia działa, gdy drzewa zakorzeniały się w wilgotnej glebie. W niektórych miejscach te spragnione drzewa zużyły całą dostępną wodę i umarły. Zanim to się stało, ich korony zrzuciły liście, co z kolei odcięło światło od traw i innej występującej tam pierwotnej roślinności. W ten oto sposób poprzez sadzenie lasu narażono glebę na erozję, choć intencją było jej zapobiec. [21]
Lekcja jest taka, że to, co działa w jednym miejscu, może nie działać w innym. Rozwiązania odgórne są z konieczności oparte na uproszczonych założeniach i znormalizowanych skalowalnych miarach. Musimy odwrócić się od stosunku do natury-jako-obiektu-dla-inżynierii i skierować się w stronę pokornego partnerstwa. Podczas gdy geoinżynieria jest globalnym rozwiązaniem, które zasila logikę centralizacji i ekonomię globalizmu, regeneracja gleby i lasów jest zasadniczo lokalna: las po lesie, gospodarstwo po gospodarstwie. Nie ma standardowych rozwiązań, ponieważ wymagania dotyczące terenu są specyficzne dla każdego miejsca. Nic dziwnego, że są one zwykle bardziej pracochłonne niż konwencjonalne praktyki, ponieważ wymagają bezpośredniego, intymnego związku z ziemią. Ostatecznie nie zadziała żaden program geoinżynieryjny, który nie przywróci nas do takich właśnie intymnych relacji. Sadzenie drzew powinno być pierwszym krokiem w opiece nad drzewami, partnerstwie drzew, relacji między drzewami. Wymagałoby to wejścia milionów ludzi na obszar pielęgnacji lasu, a nie tylko floty dronów. Czy to takie złe?
Czekaj, czy słyszę głos mówiący: „Tak, tak, na dłuższą metę musimy robić te rzeczy, ale teraz musimy działać globalnie i działać szybko. Powolna praca uzdrawiania ekosystemów nie wystarczy, ponieważ bez natychmiastowych globalnych działań w celu radykalnego ograniczenia emisji przejdziemy do punktu zwrotnego w nieodwracalną, samowzmacniającą się katastrofę klimatyczną”. Jak zawsze długofalowe myślenie poświęca się na rzecz krótkookresowych rozwiązań, a odpowiedzi, które najłatwiej mieszczą się w status quo, mają pierwszeństwo przed odpowiedziami, które tego warunku nie spełniają. Wzywając do szybkiego działania, wzmacniamy pozycję tych, którzy już mają władzę i dysponują środkami niezbędnymi do szybkiego i globalnego działania. A ponieważ kryzysy są nieubłagane, a rozwiązania powierzchowne, to te długoterminowe rozwiązania nigdy nie nadejdą. Ostatecznie oddajemy więcej władzy tym samym elitom politycznym, scentralizowanej biurokracji i ogólnemu systemowi politycznemu, który jest nierozerwalnie związany z obecnym reżimem ekobójstwa.
Prawdziwym problemem związanym z powyższym zastrzeżeniem jest to, że korzyści klimatyczne wynikające z przywrócenia i regeneracji wcale nie są powolne, co stanie się jeszcze bardziej wyraźne, gdy omówię rolnictwo regeneracyjne. Pamiętajcie, ogłosiłem się alarmistą. Nadszedł czas, aby dostosować cywilizację do ekologii. Ale jak to zrobić, bez pośpiechu i popadania we wzorce reakcji, które nasilają problem?
Ostatecznie zmiany klimatu zmuszają nas do ponownego przemyślenia naszej od dawna ugruntowanej postawy oddzielenia od natury, zgodnie z którą możemy w nieskończoność projektować sposoby, by uniknąć szkód, które sami wyrządziliśmy. Wzywa nas to z powrotem do naszej biofilii, naszej miłości do natury i życia, naszego pragnienia dbania o wszystkie istoty, niezależnie od tego, czy powodują wzrost lub spadek poziomu gazów cieplarnianych. Geoinżynieria, poza jej katastrofalnym ryzykiem, jest próbą uniknięcia tego wezwania, rozszerzenia sposobu dominacji i kontroli do nowych ekstremów oraz przedłużenia ekonomii nadmiernej konsumpcji o kilka lat dłużej. Eileen Crist ujmuje to w ten sposób:
“Nawet jeśli działają dokładnie tak, jak się spodziewano, rozwiązania geoinżynieryjne są znacznie bardziej podobne do antropogenicznej zmiany klimatu niż stanowią jej przeciwwagę. Wdrożenie ich stanowi eksperyment z biosferą oparty na technologicznej arogancji, niechęci do kwestionowania lub ograniczania społeczeństwa konsumpcyjnego oraz wiarę w sens oszałamiającego umysł prawa do wynaturzania planety. Rzeczywiście: te elementy techno-arogancji, niechęć do popierania radykalnych zmian i nieograniczone uprawnienia do eksploatacji, wraz z głębokim zanikiem zachwytu pięknem Ziemi, która wykształciła życie (i zrodziła nas) – wszystkie razem dokładają się do trwającej apokalipsy. Jeśli to słowo jest tutaj adekwatne, chociaż określenia takie jak humanizacja, kolonizacja lub zajęcie biosfery są o wiele bardziej celne”. [22]
Z perspektywy Programu Technologicznego (dążącego do doskonałej kontroli człowieka nad przyrodą) coraz bardziej szczegółowe zrozumienie procesu tworzenia się chmur i opadów deszczu natychmiast prowadzi do chęci ingerowania w ten proces i kontrolę opadów. Z pewnością możemy poprawić losowe procesy natury! Ten sposób myślenia mówi: „Kiedy w końcu zrozumiemy działanie przyrody w wystarczająco dużym zakresie, będziemy w stanie skutecznie ją kontrolować”. Aby zarządzać skomplikowanym (w przeciwieństwie do złożonego) systemem, pierwszym priorytetem jest zrozumienie każdej ze zmiennych. Kiedy skwantyfikujemy już wszystkie związki przyczynowe między zmiennymi, będziemy wiedzieć, jak kontrolować wyniki. Jest to podobne do przekonania, że kiedy zrozumiemy poszczególne procesy komórkowe i genetyczne, które składają się na ludzką fizjologię, będziemy w stanie pokonać chorobę za pomocą specjalnie ukierunkowanych leków. Mówiąc bardziej ogólnie, święty graal nauki całkowicie kontroluje rzeczywistość poprzez swoje redukcjonistyczne rozumienie zbudowane na fundamencie „teorii wszystkiego”.
Niezależnie od tego, czy chodzi o ekologię czy ludzkie zdrowie, uczymy się teraz na własnej skórze, że lepsze redukcjonistyczne rozumienie złożonego systemu niekoniecznie prowadzi do lepszej kontroli tego systemu. Zrozumienie molekularnej maszynerii funkcji komórkowej (sądząc po liczbie artykułów naukowych) wzrosło wykładniczo w ciągu ostatniego półwiecza, ale nie przyniosło długo obiecanych „ukierunkowanych” leków na raka czy nową falę chorób autoimmunologicznych. Podstawowe (czytaj: konwencjonalne) terapie są w zasadzie takie same jak w latach 70., przy użyciu tępej siły chemicznej, chirurgicznej lub radiologicznej, aby zabić raka lub obejść układ odpornościowy. Równolegle w dziedzinie środowiska nie powiodły się ukierunkowane wysiłki eksterminacyjne w celu odparcia gatunków inwazyjnych. Precyzyjne „inteligentne bomby” i „uderzenia chirurgiczne” także nie uczyniły wojny bardziej skuteczną w osiąganiu wyznaczonych celów.
Nie twierdzę, że chirurgiczne usuwanie raka, zlikwidowanie infekcji antybiotykami lub stłumienie gatunków inwazyjnych nigdy nie mają zastosowania. Czasami w życiu zdarzają się okazje do walki. Walka nie jest problemem; problemem jest nawyk walki, motywowany nietrafnym światopoglądem pośpiech, by znaleźć winnego. Mówiąc bardziej ogólnie, problemem nie są odgórne rozwiązania oparte na kontroli; problemem jest opieranie tych rozwiązań na szczątkowym zrozumieniu złożonych, żywych systemów. Następnie odkrywamy, że zgubiliśmy się w labiryncie niezamierzonych konsekwencji, rozpaczliwie przechodząc od jednej awaryjnej sytuacji do drugiej, beznadziejnie tworząc kolejną sytuację wyjątkową w wyniku reakcji na poprzednią. Każde rozwiązanie pogarsza kryzys, który teoretycznie ma rozwiązać.
Co zatem powinniśmy zrobić? Można zachęcać ekologów i decydentów do myślenia systemowego, ale szczerze mówiąc, myślenie systemowe jest czymś, czego naprawdę nie umiemy wspólnie robić. Ani nasze systemy ani nawyki myślowe ani infrastruktura społeczna, finansowa i epistemologiczna nie są do tego dostosowane. Podstawowe sposoby rozwiązywania problemów i tworzenia wiedzy, których używamy, są zasadniczo niezgodne ze zdrowym uczestnictwem w złożonych systemach życia. Obrazuje to jedynie kryzys cywilizacyjny. Właśnie dlatego zmiany klimatu są rytuałem przejścia dla ludzkości, próbą inicjacyjną. Niepowodzenie naszych zwyczajowych sposobów wykorzystywania władzy w celu zaradzenia kryzysowi ekologicznemu doprowadzi nas do nowego i zarazem starożytnego sposobu zaangażowania w świecie. Ten nowy i starożytny sposób jest już widoczny na marginesie cywilizacji – w kulturach tubylczych i chłopskich oraz w większości tego, co nazywamy alternatywnym lub holistycznym stylem życia. Czego nam brakuje, oprócz wystarczająco szerokiej kultury praktyki, to jednoczącej ten fenomen narracji.
Przypisy:
[20] Nie wchodzę tutaj w dyskusję o “chemtrails” – jeśli jesteś zainteresowany/-a, możesz obejrzeć dokument Overcast. Jestem agnostykiem w tej kwestii, chociaż widziałem kilka dziwnych rzeczy, takich jak odrzutowiec pozostawiający przerywaną smugę w mechanicznie regularnych dwusekundowych seriach na całym niebie. Może przechodził przez naprzemienne strefy o różnej wilgotności, ale dokładna regularność linii przerywanej na niebie była podejrzana.
[21] Luoma (2012).
[22] Crist (2007).